czytasz
o grach i nie tylko

Rozdział 8. napisany

Ósmy rozdział, zaraz po napisaniu, ale przed redakcją, ma nieco ponad 17 tysięcy słów, czyli około 60 stron. To drugi najdłuższy rozdział spośród przygotowanych do tej pory. Dłuższy jest tylko rozdział trzeci, który dotyczy intuicji programistycznej. Zazwyczaj staram się zmieścić w przedziale 12-15 tysięcy słów, po to by książka miała raczej 800 stron niż ponad tysiąc.

Napisanie tego rozdziału zajęło mi dziewięć dni roboczych. Zauważam, że praca nad książką idzie mi dużo szybciej i łatwiej niż w czasach „Level designu dla początkujących”. Widać to nawet w prostych statystykach, takich jak liczba słów dopisanych każdego dnia (obecnie wyrabiam około 2000, za czasów „Level designu” nieco poniżej 1500). W praktyce pozwala mi to przygotować taki rozdział jak ten w nieco ponad dwa tygodnie kalendarzowe, zamiast w trzy.

Tym bardziej więc jestem bardzo, ale to bardzo sfrustrowany tym, co się stało po ukończeniu siódmego rozdziału. Bardzo się wtedy cieszyłem, że do końca roku powstanie cała trzecia część, a może nawet kawałek czwartej. Dosłownie kilka dni później to, co w Polsce uchodzi za Trybunał Konstytucyjny, wydało to, co w Polsce uchodzi za wyrok sądowy, a wtedy moje życie musiało się zatrzymać.

Są takie sytuacje, których nie można odłożyć na potem, ponieważ dotyczą zbyt ważnych spraw. Prawa człowieka są taką sprawą, zaś wśród nich wolność od tortur jest jednym z najważniejszych tematów. W Polsce dziś sankcjonuje się prawnie tortury wobec około jednej czwartej mieszkańców – tych mianowicie, którzy mogą zajść w ciążę. W Polsce to nie jest rzecz, którą można zostawić prawnikom lub politykom, bo rząd już zrobił z sądów sieczkę, a politycy albo temu przyklaskują, albo też, jeśli należą do tego, co w Polsce uchodzi za opozycję, mają to w nosie.

(nie dotyczy to całej opozycji – ale ta, która się takimi rzeczami przejmuje, jest w mniejszości)

Słowem, w Polsce jak się ma taki wyuzdany, roszczeniowy plan, by nie pozwolić torturować ludzi, to trzeba działać samemu i nie można brać tego na przeczekanie. Mieszkamy w kraju, w którym autorytarny rząd otwarcie flirtuje z najzupełniej prawdziwymi faszystami, takimi co dosłownie chcą bić czarnych, zamykać żony w kuchni, wieszać lewicowców na drzewach i nie płacić zatrudnionym więcej niż 5 zł za godzinę. Naszym obywatelskim obowiązkiem jest powstrzymanie ich, tak samo jak naszym obowiązkiem jest siedzieć w domu podczas pandemii, przeciwdziałać katastrofie klimatycznej i dbać o to, żeby nikt nie umierał z głodu.

Protesty w Polsce były gigantyczne i wskórały choć tyle, że opóźniły cały ten skandal o jakieś trzy miesiące. W istocie pierwsze zakusy na podobny przepis rząd poczynił już w marcu 2016 roku, więc łącznie wszystkie tury protestów kupiły polskim kobietom prawie pięć lat. Jestem dumny z mojego wkładu w tę walkę i nie zrezygnowałbym z niej, gdybym mógł cofnąć czas.

Moja rola w protestach trwających od listopada 2020 polegała na tym, że byłem jednym z dość nielicznych ludzi w Warszawie, którzy potrafią zorganizować bezpieczny protest od strony wykonawczej, w sytuacji gdy przeciwko demonstrującym stosuje się gaz pieprzowy, zatrzymania i wywózki poza miasto na 48 godzin. W dużym skrócie, umiem zrobić tak, żeby ludzie powiedzieli, co mają do powiedzenia, a przy tym nie oberwali. Większość czasu, który upłynął od napisania siódmego rozdziału, spędziłem na przekazywaniu tych umiejętności innym, po to bym nie był już nie do zastąpienia, gdy taka awantura wydarzy się ponownie. Uznałem, że skoro znowu coś mi odbiera możliwość pracy nad książką, to niech to chociaż będzie ostatni raz.

Obecnie już nie muszę osobiście uczestniczyć w protestach. Zajmuję się głównie szkoleniem i szykowaniem innych, po to by to oni działali w terenie – ale też po to, żeby nie musieli działać samotnie, czyli wybierać między walką a pracą. Walka o lepszy świat jest do pogodzenia z życiem, pod warunkiem, że działamy razem, zgodnie, w dużej grupie. To się udało już na tyle, że mam nadzieję napisać dziewiąty rozdział jeszcze w lutym.

Niemniej muszę podzielić się gorzką refleksją, że Polska to nie jest kraj dla ludzi, którzy chcą coś zrobić. Na początku tego projektu próbowaliśmy pozyskać dla książki sponsorów w branży, bo przecież jej budżet ma tak ze trzy-cztery zera mniej niż budżet Cyberpunka 2077. Jednak okazało się, że branża ma w dupie podręczniki branżowe. Zaniechaliśmy szukania sponsorów, a zamiast tego sam spróbowałem dofinansować projekt pracą zarobkową w częściowym wymiarze. Jednak wtedy okazało się, że branża gier nie rozumie, co to jest „wymiar częściowy”, „harmonogram”, „priorytety projektowe”, a nawet „przecież uprzedzałem, że mam do napisania książkę”.

Dałem sobie więc spokój i z tym i uznałem, że najpierw napiszę książkę, a później już jako zespół zarobimy na ilustracje, redakcję i skład. Wtedy jednak zachorowałem, a mój wzrok popsuł się na tyle, że nie mogłem pracować przed monitorem dłużej niż 2-3 godziny dziennie. To samo w sobie jest dość normalne, gdy ma się prawie 40 lat, ale Polska to taki kraj, w którym nawet do prywaciarza czeka się na wizytę lekarską trzy tygodnie, płaci się za nią trzy stówy, a dostaje się w zamian pospieszną, nietrafną diagnozę, którą po trzech miesiącach trzeba powtórzyć. Wtedy jednak się okazuje, że właśnie jest szczyt pandemii, bo rząd, zamiast słuchać fachowców, posłał dzieci na lekcje w szkołach, więc do lekarza najlepiej w ogóle nie chodzić.

Ogarnąłem życie na tyle, by cały czas, jaki mi został przy monitorze, włożyć w książkę, a nie, dajmy na to, w granie w gry. Oczy trochę podkurowałem objawowo… i wtedy właśnie zaczęła się heca z „wyrokiem”. Ogarnąłem i to, ale teraz boję się mówić, że to już na pewno koniec kłopotów, bo wyobraźnia tego rządu nie zna żadnych granic, a już na pewno nie zna granic rozsądku. Autentycznie nie wiem, czy im nie strzeli do głowy stan wojenny, albo coś w tym stylu.

Pocieszam się, że krok po kroku, zryw za zrywem, idziemy mimo wszystko naprzód. Nauczyłem się pisać książki o połowę szybciej. Przerzuciłem pisanie na przód, a rzeczy, na które będziemy musieli dorobić, na później. Pozbyłem się wszelkich obowiązków, które miałyby charakter „wrzutki”, czyli nagłego, niespodziewanego zajęcia typu „rzuć wszystko i rób tylko to, bo jak nie, to coś się zawali”. Jeżeli Polska nie wytnie nam kolejnego numeru, to trzecia część powinna powstać do końca kwietnia, a czwarta – do końca czerwca. W maju zaczniemy szykowanie ilustracji, tak by do końca lipca książka była gotowa do składu. Skład i druga korekta nastąpią wtedy w sierpniu, a druk – we wrześniu. Rozmawiałem z kilkorgiem dobrych znajomych, którzy zaproponowali, że w razie czego nam pożyczą na to.

Tymczasem ósmy rozdział jest ostatnim w drugiej części książki, zatytułowanej „pięć sekund”. Następny rozdział będzie już dotyczył rozgrywki w skali pięciu minut, a skupi się na tym, co mnie w projektowaniu gier najbardziej fascynuje, czyli na anatomii zachęty.

 
Rozdział 7. napisany
Rozdział 9. napisany

a Ty co sobie myślisz?